wtorek, 12 kwietnia 2011

Piłka nożna nie tylko zwykły sport

Piłka nożna - sport zadziwiający. Można powiedzieć najprostsza gra drużynowa, jaką można było wymyślić. W zasadzie ciężko stwierdzić, kiedy tak naprawdę się narodziła. W kopanie okrągłym balonem bawili się już Chińczycy na wiele lat przed naszą erą. Trudno się temu dziwić. Małe dziecko zanim nauczy się piłkę podbijać, rzucać, kozłować już potrafi ją kopnąć. Od małego interesowałem się różnymi sportami, ale ostatecznie ten mnie zafascynował. Nie tylko emocjami, pięknymi bramkami, trickami, nie tylko prostotą, nie tylko tym, że dany mecz da się wspominać długimi latami, ale tym, co dzieje się także wokół tego sportu. Na meczach futbolu kibicuje się już praktycznie w każdym zakątku świata i nie da się porównać go z żadnym innym sportem. Suma oglądalności meczów na jednym mundialu wynosi 33 miliardy widzów, a finału na żywo 750 mln.
 Ciężko nie doceniać sportu, który jest popularny w wielu krajach, których reprezentacje nie miały nawet zaszczytu występu w Misrzostwach Świata, sportu, który na każdym kontynencie świata ma ligę, która przyciąga przynajmniej 10 tys. widzów na mecz. Aż w około 50 krajach świata ligowa frekwencja wynosi średnio przynajmniej 5 tys. widzów na mecz. Zadziwiające jest to, że nawet w krajach gdzie ligowa piłka leży totalnie, nie ma infrastruktury ludzie potrafią zwariować na jej punkcie jak ma to miejsce np. w Bangladeszu, gdzie dochodziło do demonstracji z żądaniem wolnego podczas mundialu czy zamieszek między miejscowymi sympatykami Argentyny i Brazylii.


Nie trzeba spoglądać daleko. W Polsce mimo upadku naszej piłki, mimo co najwyżej średnich występów klubowych i reprezentacyjnych piłka niezmiennie pozostaje najpopularniejszym sportem. Nawet nie chodzi o liczbę lig, klubów i trenujących, bo piłka bije pod tym względem pozostałe dyscypliny na łeb na szyje, ale chociażby o zainteresowanie meczami. Kiedy gra Polska na mistrzostwach mecze ogląda nawet po 10-12 milionów widzów. Tylko Adam Małysz potrafił rywalizować z piłką. Prawdziwą siłę sportu widać jednak dopiero wtedy, kiedy Polski nie ma. Co ciekawe - najchętniej oglądanym meczem nie był wcale mecz z udziałem Polaków a finał Francja - Brazylia w 1998 roku. Obejrzało go 12,9 mln widzów. Euro 2012 z pewnością pobije ten rekord. Wszystkie 64 mecze ostatnich MŚ w RPA miały średnią oglądalność w TVP na poziomie 3,12 miliona widzów! Co zrozumiałe był to gorszy wynik od mistrzostw z udziałem Polaków, ale to i tak więcej od oglądalności samych występów Polaków na Eurobaskecie (1,75 mln) czy ME w siatkówce (2,2 mln). Wystarczy porównać: ostatni finał MŚ Holandia – Hiszpania oglądało 8,8mln widzów, a finał ME z naszymi siatkarzami 5,7 mln, a finał ME koszykarzy, który odbył się w Polsce… 783 tysiące. Nie ma porównania, jedynie można się zastanawiać, jaką oglądalność miałby finał z udziałem Polaków w piłce nożnej. Możemy tylko sobie wyobrażać, co by się działo w kraju. Przykładowo w Holandii mecz finałowy obejrzała połowa ludności tego kraju. Nie tylko w domach, ale również tysiące ludzi wspólnie bawiło się na ulicach przed telebimami. Pod tym względem rekordy bili także Koreańczycy. Na placu w Seulu mecze reprezentacji oglądało nawet 300 tysięcy osób.

Futbol to jednak nie tylko oglądalność, mistrzostwa i reprezentacja. Gdy Polacy osiągają sukcesy to ludzie na co dzień nie interesujący się danym sportem często ich oglądają, co innego codzienne mecze ligowe. Tu piłka różni się od innych dyscyplin tym, że popularność lig nie kończy się na 3,4,5 najlepszych. Przykładowo w Indonezji, która nigdy nie zagrała w MŚ, której reprezentacja w rankingu FIFA zajmuje miejsca w drugiej setce, a kluby z ogromnym trudem i bardzo sporadycznie kwalifikują się do azjatyckiej Ligi Mistrzów na mecze ligowe przychodzi średnio po 11-12 tys. widzów, to wciąż o wiele więcej niż u nas. Co więcej, na największe szlagiery jak kwietniowy pomiędzy Persiją a Aremą potrafi przyjść ponad 100 000 widzów. To nie jest odosobniony przykład. Obok w Malezji od kilku lat każdy finał Pucharu Malezji na stadionie narodowym ogląda komplet blisko 100 tysięcy kibiców. Nawet w zapadłych Indiach, gdzie najpopularniejszym sportem jest krykiet są derby Kalkuty, na które również potrafi zawitać tak imponująca liczba fanów Mohun Bagan i East Bengal. Na każdym kontynencie są ligi przyciągające wielu ludzi na stadiony. O Europie nie ma nawet co wspominać, będzie okazja o tym jeszcze napisać. Wystarczy wspomnieć, że króluje Bundesliga z liczbą 42 tys. widzów. Za oceanem nawet w USA na rozrastającą się ligę MLS przychodzi średnio 16 tys. kibiców, już nie wiele ustępując NBA i NHL. Jednak nr 1 jest tam liga meksykańska, która jest na poziomie włoskiej Serie A. Tam mecze ogląda między 24 a 25 tys. widzów. Oczywiście wysoko jest Argentyna zwariowana na punkcie piłki! Takiej atmosfery jak tam nie ma chyba nigdzie. Średnio na Primera A przychodzi 20 tys. fanów. Brazylia jest nieco niżej, ale ma bardzo rozbudowany system rozgrywek, o którym będzie pewnie jeszcze okazja napisać. W Azji najlepsza jest liga japońska (18-19 tys.), w Afryce algierska (10-12 tys.), przyłączona do Azji Australia także osiąga podobne wyniki, choć jest to jeszcze skromna liczbowo liga.

Nie liczy się tylko frekwencja, ale wszystko to, co dzieje się wokół. Walki polityczne – najsłynniejsze to te między Salwadorem a Hondurasem w 1969 roku, Dynamo Zagrzeb – Crvena Zvezda Belgrad 1990 czy wielki triumf Iraku w 2007 w Pucharze Azji. Na stadionach dawały o sobie znać różne subkultury, poglądy prawicowe mierzyły się z lewicowymi. Pod tym względem Polska jest bardzo jednolita, prawica dominuje zdecydowanie. Narodził się hooligans, który w różnym stopniu występuje w różnych krajach świata. Powstał także ultras. W obecnych czasach właśnie ultras podbija stadiony na całym globie. Barwne oprawy, pirotechnika to już nie tylko domena Europy i Ameryki Południowej. Style te różnią się od siebie w różnych regionach, ale pasja jest ta sama. Opanowała ona już Azję, Australię i nawet USA. Godziny poświęcone na tworzenie stadionowego spektaklu stały się codziennością tysięcy fanów.

Jeszcze jedna ważna rzecz. Przywiązanie do barw i klubu. To także widać w naszym kraju. Piłka nożna jest ostatnim sportem gdzie sponsorzy nie zmieniają nazw klubów, jeżeli to czynią mają duże problemy z kibicami. Tak jest praktycznie wszędzie na świecie. Wyobraża sobie ktoś, aby Inter, Bayern, Real czy jakikolwiek znany klub zmieniał nazwę? Jedna reklama na koszulce obok herbu to maksimum. I to wszystko mimo narastającej komercji. Z tą także kibice próbują walczyć, choć nie jest to łatwe, bo właśnie pieniądze niszczą piękno sportu. Najważniejsze jest to, że oddani kibice są ze swoją drużyną, gdy jej się nie wiedzie i spada daleko. Często sami reaktywują swój klub, ratują przed upadkiem, odbudowują – to przywiązanie do klubu, do swojej małej ojczyzny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz