Przez całe rozgrywki tegorocznej Sudamericany Chilijczycy stracili tylko dwie bramki. Po finale ta liczba ani nie drgnęła. Mimo, że to tylko puchar pocieszenia to jednak zawsze finał jest finałem, a trofeum jest trofeum. W obu miastach mecze wzbudziły ogromne zainteresowanie. Pierwszy odbył się w Quito, "Biały Dom" jak określa się stadion Ligi wypełnił się po brzegi 50 tysiącami kibiców. Jak to zazwyczaj bywa nie zabrakło gorącego powitania zawodników. Kibice LDU przy takich okazjach lubują się w stroboskopach i różnych rodzajach fajerwerków, oczywiście nie brak innych elementów "ultras chaos". Zawsze jest to piękne, tym razem królowały flary morskie.
Mecz na żywo oglądało także blisko tysiąc fanów gości. Mieli się z czego cieszyć, ich drużyna wygrała 1-0. Przed rewanżem w Santiago faworyt był już wyraźny i nie zawiódł oczekiwań. La U wygrali pewnie 3-0! Mogli świętować swój pierwszy tytuł kontynentalny. Oczywiście stadion narodowy wypełnił się po brzegi podobnie jak w Ekwadorze ok. 50 tys. tłumem. Recibimiento w wykonaniu Los de Abajo nie przejdzie do historii, trochę balonów, rac na obu łukach, trochę fajerwerków. Bywało dużo efektowniej, chociażby w półfinale Copa Libertadores 2010. Doping za to znakomity. Meczem jak to w Ameryce Łacińskiej żył cały stadion!
Po meczu oczywiście nie zabrakło wielkiej, nocnej fety z udziałem tysięcy kibiców. W Chile to nie nowość, świętowanie zamieniło się w pojedynki z policją. W ruch poszły różne przedmioty, w tym kamienie. W rewanżu policja używała armatek wodnych, wiele osób zostało rannych, 217 zatrzymano. Uszkodzeniu uległo wiele środków komunikacji. Tak zazwyczaj kończy się świętowanie w Ameryce Południowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz